czwartek, 20 grudnia 2012

"Dziecięce szopki bożonarodzeniowe"




Ten wpis jest spowodowany moim uczestnictwem w wystawie szopek bożonarodzeniowych i potrzebą wyrażenia własnych spostrzeżeń i przeżyć. Wszyscy wiemy, że szopki są najczęściej makietą przedstawiającą wnętrze stajni betlejemskiej w noc, podczas której narodził się Jezus Chrystus. Wiemy też, że głównymi postaciami każdej szopki są: mały Jezus, jego Matka - Maryja i opiekun - św. Józef. Dodatkowo, dla ubogacenia szopki w akcenty biblijne i tradycyjne, często wprowadzane są postaci: Trzech Króli, pasterzy, aniołów, bydła i owiec. Wystawa przeze mnie oglądana potrwa do połowy stycznia 2013 roku.  Jest prezentacją szopek wykonanych zarówno przez osoby dorosłe, jak i przez dzieci w różnym wieku. Moją uwagę zwróciły oczywiście prace dzieci. Zachwyca mnie ich spontaniczność, naiwność, emocjonalność, szczerość wypowiedzi. Mam pełną świadomość tego, że prezentowane szopki (zarówno te w wersji przestrzennej, jak i te w wersji płaskiej), to efekt posiadanej przez dzieci wiedzy o Świętach Bożego Narodzenia, efekt współpracy dzieci z dorosłymi (rodzicami, nauczycielami) oraz potwierdzenie dziecięcego, artystycznego talentu i pracowitości. To także efekt indywidualnej i osobistej wrażliwości dzieci oraz pielęgnowania w rodzinach i placówkach oświatowych tradycji bożonarodzeniowych, efekt wcześniejszych kontaktów dzieci z różnorodną sztuką i poznania różnych technik plastycznych oraz efekt dokonania wyboru techniki dla siebie odpowiedniej. W okresie świątecznym warto, a nawet trzeba, oglądać wystawy prac plastycznych o treściach bożonarodzeniowych, bo bardzo nas ubogacają. Dziecięcym wytworom należy przyglądać się zawsze z należytą uwagą, nigdy nie wolno ich twórczości lekceważyć i marginalizować. Prace te przedstawiają bowiem zawsze swoisty, indywidualny, naiwny - ale pełen zachwytu, ogląd rzeczywistości widzianej sercem. Dziecięce obrazy odzwierciedlają dziecięcy stan ducha, a dorośli powinni szukać w dziecięcych pracach dziecięcej radości i dziecięcego szczęścia.    

niedziela, 16 grudnia 2012

"Moje potrawy wigilijne"

Przygotowywana przeze mnie wieczerza wigilijna składa się (jak tradycja każe), z dwunastu potraw przyrządzonych na bazie ziaren zbóż, maku, miodu, grzybów, kapusty, grochu. Do potraw pojawiających się każdego roku w wigilijnym menu należą: barszcz czerwony z uszkami, gołąbki wigilijne, kompot z suszonych owoców i makowiec zawijany. Według mnie, godnym polecenia jest kiszony barszcz czerwony. Można go samodzielnie wykonać (do czego bardzo zachęcam), i wykorzystywać, zarówno jako napój, jak też produkt do wykonania zupy. Proces kiszenia trwa około tygodnia i wymaga ciepła. Kiszonkę robię według proporcji: 1kg buraków czerwonych, obranych i pokrojonych, 1 łyżka soli, 1 łyżka cukru, 1 łyżka kminku, 2 ząbki czosnku, po kawałku pietruszki i selera, 1 cebula, 3 litry przegotowanej i wystudzonej wody. Po ukiszeniu płyn zlewam do litrowych słoików i zamykam. Pikantny, czerwony barszcz z uszkami jest uwielbiany przez całą rodzinę i chętnie zjadany także w Boże Narodzenie. Drugim wytworem wigilijnej kuchni, cieszącym się wielkim zainteresowaniem, jest kompot z suszonych owoców. Jego smak uatrakcyjniam dodając (pod koniec gotowania) sok z czerwonych porzeczek i sok z cytryny oraz odpowiednio dosładzając. Zimny smakuje wszystkim znakomicie. Myślę, że każda rodzina ma swoje ulubione potrawy wigilijne, na które domownicy czekają cały rok. Wymiana informacji o różnych smakowych gustach, w różnych domach, byłaby na pewno ciekawa. Zachęcam do wypowiedzi na ten temat. Wszyscy przecież wiemy, że posiłki są przyjemnością, dają poczucie szczęścia, niwelują napięcie, łagodzą obyczaje i zbliżają ludzi. Wigilijny poczęstunek to także rodzinna szkoła wartości: bezpieczeństwo, bliskość, wiara, jedność, akceptacja, tolerancja, relaks.

czwartek, 13 grudnia 2012

"Czekam na Święta Bożego Narodzenia"

Każde Święta Bożego Narodzenia są czasem wspominania tego okresu z lat dziecinnych.  Najbardziej utkwiły w mojej pamięci rodzinne Wigilie, rozpoczynające się tuż po pojawieniu się na niebie pierwszej gwiazdki. Dom wypełniał się mieszkającą  w bliskiej okolicy rodziną. Każdy po przekroczeniu progu składał życzenia w postaci różnych, śmiesznych rymowanek (słuchałam ich z wielkim zaciekawieniem). A potem było gwarno. Dorośli rozmawiali o sprawach codziennych, ważnych, ale też żartowali i śmiali się. Dzieci organizowały w kąciku, pod okiem dorosłych, różne zabawy. Wszyscy byli zainteresowani tworzeniem miłej atmosfery, bo panował przesąd: "jaka Wigilia, taki cały rok". W domu było ciepło, czysto, odświętnie i pachnąco ( pachniało choinką, pierniczkami, grzybami, kiszoną kapustą). Kolacja składała się z dwunastu posiłków i wszystkich należało przynajmniej spróbować.  Przy stole zawsze było miejsce dla nieznajomego wędrowca. Starsi członkowie rodziny snuli opowieści o tym, jak Wigilia wyglądała w czasie ich młodości, jak liczne były rodziny,  jak trudno było materialnie, i jak wszyscy jednoczyli się, aby osiągać ważne cele. Były też rozmowy o treści politycznej, historycznej, religijnej, o problemach gospodarczych i innych, bieżących. A potem wszyscy śpiewali kolędy i pastorałki, a było ich tak wiele, i tak różnorodnych, że dotąd nie udało mi się wielu usłyszeć ponownie. Takiej spontaniczności, radości wspólnego przebywania, szczerej wdzięczności Opatrzności za mijający rok, szczerej troski wszystkich o siebie nawzajem, nie przeżywałam, w takiej skali, w swoim dorosłym życiu. Być może taki wyjątkowy obraz rodzinnej jedności  i świętowania powstał w mojej świadomości za sprawą dziecięcej wrażliwości na wszystkich i wszystko? Tego nie wiem, ale zawsze cieszę się z moich wspomnień. Są do dziś żywe i stanowią podstawę mojego osobistego poczucia szczęścia.




Wspomnę jeszcze o choince. Była żywa, ubierana w piernikowe serduszka, jabłka, pozłacane orzechy, słomkowe łańcuchy, papierowe "pawie oczka", cukierki o kształcie różnobarwnych "sopli". W jej ubieraniu doniosłą rolę pełniły dzieci. Moje wspomnienia stają się żywe po każdorazowym "zderzeniu się" z pięknymi, świątecznymi dekoracjami, które towarzyszą nam w miastach i wioskach od początku adwentu.

wtorek, 4 grudnia 2012

"Prezenty źródłem radości"

Grudzień to zwyczajowy miesiąc przygotowywania, wręczania i otrzymywania upominków. Obdarowywanymi są członkowie rodziny, osoby nam bliskie, często sąsiedzi. Nie prosto jest być uczestnikiem tej "zabawy". Każdy upominek wymaga starannego przemyślenia i czasu na przygotowanie. Trzeba ustalić cenę prezentu, dostosować go do wieku, osobowości i pozycji obdarowywanego.  Uwzględnić jego gust, zainteresowania, potrzeby. Zastanowić się, czy będzie przydatny, użyteczny, oryginalny, trwały. Przejrzeć pobliskie sklepy, centra handlowe i ofertę internetową. No i mieć na uwadze zasadę, że opakowanie jest częścią prezentu. Do tego trzeba jeszcze przewidzieć element zaskoczenia. Niespodzianka bowiem sprawia obdarowanemu zawsze najwięcej satysfakcji. Dlaczego prezenty są tak wszechobecne w okresie Świąt Bożego Narodzenia? A no dlatego, żeby wzmocnić radość z Bożego Narodzenia, radością istnienia żywych więzi międzyludzkich. Upominki przecież wręczamy tym, którym chcemy powiedzieć, że ich szanujemy, mamy dla nich uznanie, wdzięczność, że są dla nas ważni, że pamiętamy o nich, że im dobrze życzymy, że są nam bliscy i drodzy. Same zaś upominki mogą mieć różny charakter. Mówimy o podarunkach osobistych, praktycznych, symbolicznych, sentymentalnych, neutralnych, altruistycznych, bezinteresownych, spontanicznych, dobrowolnych. Zawsze jednak podstawowym sensem dawania prezentów jest sprawienie przyjemności osobie bliskiej. Uda nam się to, gdy starannie odczytamy jej marzenia i pragnienia, i gdy będziemy pamiętać, że nie wolno prezentem wprowadzić jej w stan zakłopotania. Zarówno kupowanie, wręczanie, jak i przyjmowanie prezentów to rodzaj przyjemności, której nie powinniśmy się pozbawiać; rodzaj dorocznego, niepowtarzalnego poczucia szczęścia, którym trzeba się delektować dla pełni człowieczeństwa Jest to też czas poznawania reguł i zasad wchodzących w skład sztuki dawania i przyjmowania prezentów.